Obiekt Igloo nie  powstał  z  koncepcji  ani  założenia  inscenizacyjnego. Nie był wynikiem planu – narodził się z doświadczenia kryzysu: głębokiego,  osobistego  i  zespołowego  impasu  twórczego.  Wyłonił  się  z napięcia, które przez długi czas narastało w ciszy, z frustracji, poczucia niespełnienia i zawieszenia. Paradoksalnie to właśnie ten moment kryzysu stał się punktem zwrotnym. Istotnym katalizatorem była także długotrwała praktyka: lata pracy nad projektem, setki godzin spędzonych na    próbach,   spotkaniach,   analizie   tekstu  i    poszukiwaniu    formy. Ta kumulacja doświadczeń – intelektualnych, cielesnych i emocjonalnych – stworzyła fundament, który pozwolił spontanicznemu impulsowi przekształcić się w znaczący akt twórczy.

Igloo – obiekt o nieregularnej, zamkniętej strukturze. Szkielet tworzyły trzy krzesła ustawione tak, aby wyznaczały wnękę – mikroprzestrzeń wewnętrzną. Konstrukcja została obłożona ciężkimi, czarnymi kostiumami z gumy, których matowa, gęsta faktura nadawała jej masywność i cielesny charakter, przywodzący na myśl skórę. Zewnętrzną powłokę uzupełniały warstwy czarnych  worków  na  śmieci,  płacht folii   bąbelkowej  i tkanin o wyraźnym splocie. Folia bąbelkowa nadała powierzchni dodatkową fakturę oraz wzmocniła skojarzenia z izolacją i ochroną przed otoczeniem.

Wokół obiektu rozłożono czarne folie wyznaczające wizualną „strefę graniczną”. W tej przestrzeni ustawiono pary zużytych butów – częściowo rozpiętych, porzuconych lub opartych o konstrukcję – przywołujących  skojarzenia    z  miejscami  opuszczonymi,   tymczasowymi  schronieniami i śladami ludzkiej  obecności.  Wnętrze Igloo  zajmował  manekin  ubrany w piżamę, ułożony w pozycji embrionalnej, z kończynami częściowo przykrytymi materiałami, jakby chronił się przed spojrzeniem z zewnątrz. Przed wejściem ustawiono tekturową tabliczkę z napisem „NO PASSAR”, pełniącą zarówno funkcję ostrzeżenia, jak i performatywnego komentarza o granicy, wykluczeniu i zakazie.

Dominująca czerń materiałów, przełamana refleksami folii i cielistą strukturą gumy, nadała obiektowi surowy, industrialny charakter. Nieregularny, miejscami zapadnięty kształt wzmacniał wrażenie tymczasowości. Bryła miała kształt półkuli, lecz jej powierzchnia była asymetryczna i pozbawiona wyraźnego konturu. W warstwie wizualnej Igloo przywodziło na myśl prowizoryczne schronienie – „dom bezdomnego” – zbudowane z przypadkowych, łatwo dostępnych materiałów.

W zawodowym języku teatru często powtarza się: „Nie ma straconej próby”. Zdanie to, choć brzmi banalnie, tutaj zyskało pełny wymiar. Każdy moment – nawet pozornie bezczynny – może zaowocować nową jakością. W przypadku Igloo takim owocem   stał   się   autonomiczny   obiekt   artystyczny,   powstały    bez    zapowiedzi,  z potrzeby działania „tu i teraz”: impuls niemal biologiczny, a zarazem zakorzeniony w doświadczeniu i przygotowaniu aktorskim.